Ty i ja dwa różne światy – wyd. 2 poprawione

Lato, lato, więc fragment wakacyjnej historii miłosnej 🙂

Kiedy marzenia zamieniają się w rozczarowanie

Pięć / sześć lat temu

Punktualnie o dwudziestej otworzyłam mu drzwi, sama będąc gotowa do wyjścia. Wszedł i jak to miał w zwyczaju oparł się barkiem o framugę.

– Cześć, super, że jesteś! – przywitałam go podekscytowana i cofnęłam się do babci, żeby powiedzieć jej, że wychodzę. Podniosła głowę znad książki i życzyła mi, żebym dobrze się bawiła. Pocałowałam ją w policzek i biegiem puściłam się do wyjścia, po drodze zakładając buty.

To był moment, w którym Kamil postanowił mnie zaskoczyć. Przytrzymał mnie za ramiona, nie pozwalając wyjść.

– Dokąd to? – Co za głupie pytanie.

– O co ci chodzi? – Sapnęłam niezadowolona.

– W coś ty się ubrała? – Zatkało mnie. Naprawdę zadał to pytanie?

– W ciuchy – odparłam nieco kpiącym tonem, nie chcąc okazać zbytniej irytacji. Kamil odsunął mnie na wyciągnięcie swoich rąk i zlustrował mnie tak, że zrobiło mi się gorąco.

– Wyglądasz zbyt wyzywająco – powiedział powoli.

Co to było? Ze zdziwienia otworzyłam buzię, a on włożył ręce do kieszeni i ostentacyjnie zaczął oglądać sufit.

– Żartujesz sobie ze mnie? – Przymrużyłam powieki.

– Z tak ubraną, nigdzie nie idę. – Zachowywał się jak uparty osioł.

– Nie mówisz serio? – Niedowierzałam. Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie tak, że wiedziałam, że mówił jak najbardziej poważnie.

– Pamiętaj, że bez Kamila nigdzie nie pójdziesz! – krzyknęła babcia z salonu. Nie do wiary, ależ ona miała słuch.

– Kamil, błagam. – Przechyliłam głowę i spojrzałam na niego przymilnie.

– Nie – powiedział unikając mojego wzroku.

– To w co mam się ubrać? Dresy?! – spytałam poirytowana.

– Niezły pomysł. – Jego odpowiedź zamurowała mnie.

– Dobra – dotarło do mnie, że wiele z nim nie wskóram – co ci się nie podoba w moim stroju?

Właśnie moje wyjście stało pod znakiem zapytania i fundował mi to mój najlepszy przyjaciel. Nareszcie przestał oglądać sufit i spojrzał na mnie.

– Wszystko. Załóż normalne spodnie i bluzkę, a i jeszcze zrób coś z twarzą i możemy jechać. – Machnął ręką w moją stronę. Stał w drzwiach wejściowych i rządził.

– Cały makijaż to tusz i błyszczyk – oświeciłam go. Zadrżał mi głos przy tych słowach i przez chwilę obawiałam się, że się rozpłaczę. Jeszcze raz przyjrzał się mojej twarzy, aż padł pozytywny werdykt.

– Dobra, z tym niech ci będzie.

Nie pozostawił mi wątpliwości, że na więcej ustępstw nie pójdzie. Chcąc nie chcąc poszłam się przebrać. Włożyłam jasno niebieskie dżinsy i blado żółtą bluzkę, do tego granatowe tenisówki. Szału nie ma, ale chociaż się wyskaczę. – Szukałam pozytywnych stron całej tej szopki.

– Możemy iść? – zwróciłam się do niego cierpko.

– Nooo nie wiem… – Przyglądał się mi sceptycznie.

– Powiedziałeś spodnie i bluzka, i są spodnie i bluzka – weszłam mu w słowo. – W co ty byś mnie ubrał? – Wcale nie byłam ciekawa jego odpowiedzi.

– Najchętniej w worek – burknął pod nosem.

– Zwariuję z tobą. – Odechciewało mi się z nim rozmawiać.

– Idziemy. – Wzruszył niezadowolony ramionami i przepuścił mnie przez drzwi.

No wreszcie. Po chwili usłyszałam, jak pod nosem wymamrotał, coś o mnie zamkniętej na klucz do osiemnastki. Wsiadając z nim do samochodu zobaczyłam, że minę miał mało zadowoloną. Co ja takiego zrobiłam? Chwilę później mogłam stwierdzić z całą pewnością, że nie było nawet jednej dziewczyny idącej na zabawę, ubranej mniej wyjściowo niż ja. A temu mój wygląd nadal nie pasował!

Po wejściu do lokalu, zapomniałam o urazie. Muzyka porwała mnie od razu na parkiet i nie oglądając się na Kamila rzuciłam się w wir tańca. A on podchodził do mnie, co chwila sprawdzał, co robię, z kim tańczę i czy aby nie za blisko. Miałam wrażenie, że wszystkich chłopaków, włącznie ze znajomymi, którzy chcieli ze mną zatańczyć, odstraszał swoją postawą wobec mnie. Wiedząc o jego umiejętnościach w sztukach walki, nie było nic dziwnego, że po chwili jedynymi osobami, z którymi mogłam tańczyć były moje koleżanki. Mimo wszystko starałam się nie przejmować nim. Udało mi się to, aż do chwili, gdy puszczono wolną piosenkę. Nikt nawet nie spróbował zaprosić mnie do tańca, więc usiadłam.

Przyglądałam się parą na parkiecie i po chwili zaskoczona zobaczyłam Kamila z piękną blondynką. Z nudów przyglądałam się im. Tańczyli przytuleni. No proszę, pomyślałam z przekąsem, ja nie mogłam trzymać chłopaka za rękę, a on… On gładził jej włosy, ona dotykała jego karku. Tańczyli wpatrzeni w siebie, świata poza sobą nie widząc. Niezłe ciacho z Kamila pomyślałam, szkoda, że zajęty. Podzieliłam się swoją uwagą z Amandą. Usłyszałam, że i owszem jest zajęty, ale na pewno nie przez tę, z którą tańczy. Na moje nieme pytanie, nic więcej nie usłyszałam. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do oglądania tego, co się działo na parkiecie.

Dotarło do mnie, że do tej pory myślałam, że Kamil jest mój. Przyjaciel, dla którego najważniejsze są wygłupy i czas spędzany ze mną. Jednak okazało się, że coś mi umknęło, a mianowicie to, że nie byliśmy już dziećmi. Jak na dwudziesto-dwu latka przystało dziewczyny zaczęły interesować go w inny sposób. Ja byłam spoko koleżanką, ale małolatą. Fakt, że dla niego niewyobrażalne było, żebym założyła krótką spódniczkę, która w dodatku nie była wcale taka krótka, mówił sam za siebie. To, co do tej pory było super, zaczęło przeszkadzać. Traktował mnie, jak swoją małą siostrzyczkę, nie widząc we mnie dziewczyny. Zresztą przy takim bóstwie które miał obok siebie, nie było czym się dziwić.

Około pierwszej w nocy didżej puścił kawałek, o który wcześniej poprosiłyśmy go z moimi przyjaciółkami. Z Amandą, Moniką, Kaśką i Anetą wyskoczyłyśmy na parkiet z naszym układem, który trenowałyśmy intensywnie przez ostatnie trzy tygodnie. Monika ułożyła choreografię, w której były wszystkie fajniejsze elementy tańca nowoczesnego. Figury były wpisane w dopracowany w każdym detalu układ taneczny. Byłyśmy z siebie zadowolone, bo wyszło nam bezbłędnie.

Dziewczyny oglądały nas z zainteresowaniem, a chłopakom szczęki poopadały, zamiast tańczyć, oglądali nas, a właściwie pożerali wzrokiem, niektórzy nawet gwizdali z podziwem. Z zadowoleniem zauważyłam, że Kamil nie odrywał ode mnie wzroku. Miło było wreszcie skupić na sobie jego uwagę. Gdy taniec się skończył dostałyśmy gromkie brawa. Dziewczyny podeszły do nas ze słowami uznania, a chłopaki otoczyli nas wianuszkiem i zaczęli z nami tańczyć. Było przyjemnie i wtedy zobaczyłam Kamila idącego w moją stronę chmurnego jak burza. Stanął przede mną i chłopakiem, z którym tańczyłam.

– Odbijany – warknął. Chłopak uciekł jak oparzony. Udawałam nieco naburmuszoną, choć w sumie byłam zadowolona z jego obecności. Kamil jednak wcale nie chciał ze mną zatańczyć, tylko powiedział, że jedziemy do domu.

– Tak wcześnie? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Wcale nie jest wcześnie – odburknął.

– O co ci chodzi? – spytałam obrażona.

– O nic – wzruszył ramionami – po prostu wracamy do domu.

– Mój taniec ci się nie podobał? – dopytywałam bezskutecznie.

Nie odpowiedział na moje pytanie, tylko skierował kroki do wyjścia. Dałam słowo babci, że bez Kamila nie zostanę, więc nie miałam wyboru, musiałam za nim pójść. Na różne sposoby próbowałam przekonać go o powrocie na zabawę, ale tylko otworzył dla mnie drzwi samochodu i delikatnie acz stanowczo zadbał o to, abym do niego wsiadła. Po chwili i on był w środku, po czym bez słowa odpalił silnik i ruszyliśmy. Odwróciłam głowę, byłam zła na niego za tak szybkie i niespodziewane zakończenie zabawy. Przez całą podróż nie spojrzał ani razu w moim kierunku. Trzeba jednak przyznać, że gdy dojechaliśmy otworzył dla mnie drzwi samochodu i odprowadził pod dom.

Zatrzymaliśmy się, spojrzałam na niego, a on na mnie. Skrzyżował ramiona i ewidentnie czekał na moje pretensje, którymi najpewniej nie zamierzał się w ogóle przejąć. A ja pomyślałam o czymś zupełnie innym. Zawahałam się tylko przez chwilę, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję, a on odruchowo złapał mnie w pasie. Wspięłam się nieznacznie na palce i pocałowałam go w usta. Był to krótki pocałunek, ale zrobiło mi się przyjemnie. Kamil na moment przytrzymał mnie i spojrzał w taki sposób, że serce zabiło mi szybciej, ale on po chwili odsunął się ode mnie. Minę miał dziwną, wyglądało na to, że był zszokowany moim zachowaniem i szybko bez słowa odszedł. Poczułam się zażenowana i rozczarowana jego reakcją. On pewnie wróci na dyskotekę i może będzie tańczył z tamtą dziewczyną albo jakąś inną, pomyślałam z zazdrością.

Od tamtego czasu zmienił się mój stosunek do niego. Dotarło do mnie, że byłam w nim zakochana, tylko do tej pory nie umiałam tego nazwać. Z utęsknieniem wyczekiwałam każdego spotkania, gestu, słowa, uśmiechu, który oznaczałby, że on też jest mną zainteresowany w taki sposób jak ja nim. Moje wysiłki spełzały na niczym. Był dla mnie miły i przyjacielski, ale nic poza tym. Nie traciłam nadziei, przez te ani przez następne wakacje, ale on widział we mnie tylko młodszą koleżankę.

***

Pozdrawiam serdecznie w ten upalny dzień lata 🙂

Nauczyciel mistrzem dla ucznia

Kwintylian pisał o niezbędnych predyspozycjach nauczyciela retoryki, ale ich zakres oraz jakość osiągniętego wykształcenia zdają się być istotne dla każdego człowieka uczącego i mającego znaczący wpływ na rozwój innych osób, tak dorosłych jak i dzieci. Kwintylian pokazuje, że na równi z posiadaną wiedzą nauczyciela, istotne jest jego podejście do uczniów, a także jego predyspozycje psychiczne i emocjonalne.

Dogłębna wiedza nauczyciela zapewnia jasność i przejrzystość przekazu, dzięki czemu jest zrozumiała dla uczniów. Zaś stosunek do uczniów, będący balansem szacunku i adekwatnych wymagań, jest istotnym czynnikiem skutecznego przyswajania przez nich wiedzy. Połączenie powyższych predyspozycji i umiejętności nauczyciela gwarantują sukces nauczyciela w nauczaniu, a ucznia w przyswajaniu wiedzy. Tu tylko warto jeszcze dodać, że uczeń ma być gotowy do danego poziomu nauczania, aby mógł w pełni skorzystać z świetności swojego nauczyciela.

Wiedza szkolna służąca uczniom

Mikołaj Rej „Domagał się zapewnienia mu przez szkołę takiej nauki, która by ułatwiała mu wypełnianie jego głównych zadań życiowych, by przyczyniała się do wyrabiania zdrowego sądu i przyspieszała formowanie się jego zasad moralnych.” Wszystkie te postulaty uważam nadal za aktualne. Oderwanie nauki szkolnej od realiów życia codziennego jest marnowaniem czasu dzieci. Zamiast przygotowywać je do życia, szkoła przekazuje dość często wiedzę nie mającą zastosowania poza jej murami. Byłoby bardziej celowe i zapewne interesujące, gdyby przekazywana wiedza służyła uczniom i dawała im realne wsparcie w radzeniu sobie z problemami, których doświadczają i osiąganiu wyznaczonych celów życiowych, mających wpływ na jakość ich codzienności. Takie kompetencje miałby przełożenie na jakość funkcjonowania całego społeczeństwa.

Równie ważne jest nabycie zdrowego rozsądku i ta umiejętność jest bardziej potrzebna w codziennym życiu niż zapoznanie się np. z nazwami dopływów rzek. Wiedza, jak podchodzić do różnego rodzaju problemów, w jaki sposób wyłuskiwać prawdę ze sprzecznych przekazów, wyczulenie na krytyczne myślenie, zapewne mogłaby uchronić uczniów w przyszłości przed zbyt szybkim przyjęciem jakiejś szkodliwej idei, bo uzbroiłaby ich w umiejętność analizowania przekazu, umiejętność usłyszenia, co jest w nim zawarte i na ile jest ten przekaz konkretny, a nie niosący puste frazesy. Zdrowy rozsądek może uchronić przed podjęciem złych decyzji, których skutki mogą nieść poważne konsekwencje dla człowieka.

Szkoła przyspieszająca formowanie zasad moralnych ucznia, czyniłaby większe dobro dla jednostki i całego społeczeństwa niż szkoła przekazująca nauki ścisłe, czy przyrodnicze. Zinternalizowane zasady moralne wspierają wykorzystywanie potencjału jednostki dla dobra jej i całego społeczeństwa oraz chronią przed wykorzystaniem wiedzy na szkodę innych. Ważniejsze jest nasze podejście do drugiego człowieka, kierowanie się moralnymi zasadami niż umiejętność dodawania, czy mnożenia. Mądre prowadzenie uczniów przez pedagogów w tym kierunku, nade wszystko poprzez ich własną postawę moralną, byłoby bezcenną nauką dla każdego wychowanka. Może zabrzmi to nieco utopijnie, ale uważam, że gdyby szkoła była ukierunkowana na kształtowanie w dzieciach postaw moralnych, to nasz świat byłby lepszy, bardziej przyjazny dla nas samych.

Powinno się dzieci wychowywać surowo

Podczas roku akademickiego miałam zadanych kilka prac do napisania, w których mogłam wyrazić swoją opinię na temat wychowania i postanowiłam podzielić się nimi na blogu.

https://pixabay.com/pl/photos/dzieci-szcz%C4%99%C5%9Bliwy-rodze%C5%84stwo-ukryj-1879907/

„Powinno się je (dzieci)… wychowywać surowo. Każde przewinienie powinno być karane.” – Erazm Gliczner

Stwierdzenie o surowym wychowaniu, gdzie każde przewinienie powinno być karane jest mi obce, bo pozbawia ono rodzica relacji i bliskości z własnym dzieckiem. Może to zaszkodzić rozwojowi dziecka, gdyż w człowieczeństwo wpisane jest popełnianie błędów. Takie podejście może dać przekaz dziecku, że każde jego przewinienie, błąd są odczytywane jako zła wola i były popełnione intencjonalnie, a nie z np. niewiedzy, że coś jest niewłaściwe. Taki przekaz blokuje naukę o możliwości naprawiania błędów, co może doprowadzić do wpojenia biernej postawy unikającej podejmowania działania, aby uchronić się przed popełnieniem pomyłek i ponoszenia za nie nieprzyjemnych konsekwencji. W takich warunkach trudno o rozwój kreatywności i spontaniczności u dziecka. Drugą stroną medalu takiego wychowania może być postawa perfekcjonizmu i nadmiernej drobiazgowości, gdzie człowiek sam sobie i innym nie wybacza żadnych uchybień, co sprawia, że taka osoba żyje w ciągłym ucisku i lęku przed popełnieniem pomyłki, zaś gdy zajmuje wyższe stanowisko, może okrutnie traktować innych wówczas, gdy nie spełnią jej oczekiwań w stu procentach.

Również ze stwierdzeniem tego samego aurora o tym, że dzieci od urodzenia „są skażone złością, jak rdzą” absolutnie się nie zgadzam. Dzieci z natury są dobre. To krzywdy, cierpienia oraz frustracje, których doświadczają w życiu przyczyniają się do ich złego zachowania. Dziecko, które ma poczucie bezpieczeństwa i akceptacji tego jakie jest oraz gdy jego podstawowe potrzeby cielesne i psychiczne są zaspokojone jest dzieckiem radosnym, pogodnym i chętnym do współpracy. Cierpienie zaburza naturalny stan dobroci, z którym człowiek się rodzi, zaś gdy świat zewnętrzny jest harmonijny, bezpieczny to wówczas dziecko może zdrowo rozwijać się i doskonalić swoje talenty oraz wzrastać w dobru. Zresztą dotyczy to nie tylko dzieci, ale również osób dorosłych.

Teraźniejszość, nic poza nią

…ani przyszłość, ani przeszłość nie istnieją. Nie należałoby mówić, że istnieją trzy dziedziny czasu: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Może ściślejsze byłoby takie ujęcie, że istnieją następujące trzy dziedziny czasu: teraźniejszość rzeczy minionych, teraźniejszość rzeczy obecnych, teraźniejszość rzeczy przyszłych. Jakieś tego rodzaju trzy dziedziny istnieją w duszy; ale nigdzie indziej ich nie widzę. (św. Augustyn)

Na pytanie, co Bóg robił, zanim stworzył niebo i ziemię, odpowiada Augustyn, iż Bóg tworzył czeluście piekielne dla tych, co stawiają takie niedorzeczne pytania.

foto: https://pixabay.com/pl/photos/drewno-stary-drzwi-3345661/

Przyłapani na niewiedzy

board-361516_640

Nauczycielka na języku polskim zapytała uczniów, co to jest odmiana przez osoby. Skonsternowane dzieci nie wiedziały, wreszcie znalazła się garstka osób, które dały odpowiedź. Reakcja pani:
– Skoro nie wiecie, na czym polega odmiana przez osoby, to będę musiała zrobić… (nie, nie powtórkę, a myślałam, że to usłyszę od mojego syna) … kartkówkę.

Jak pewnie domyślacie się, mój syn wiedział co to jest odmiana przez osoby i opowiedział mi tę historyjkę, jako śmieszną anegdotkę. Ale, gdyby znalazł się w większości, która nie wiedziała o co pani pytała? Jak się czuły dzieci, które nie znały tematu i dowiedziały się, że czeka je sprawdzian? Pomyślcie jak czujecie się, gdy ktoś zadaje Wam pytanie, na które nie znacie odpowiedzi, a pytający daje Wam odczuć, że powinniście?

Dokąd to zmierza? Wygląda na to, że celem tej polonistki nie jest nauczyć dzieci, tylko ocenić czego nie potrafią. Przyłapani na niewiedzy! ☹

* Proszę czytajcie ze zrozumieniem. Nie generalizuję, że wszyscy nauczyciele tak mają, piszę o konkretnym wydarzeniu z życia klasowego mojego dziecka.

foto: pixabay.com/pl/illustrations/deska-szkoła-uni-dowiedz-się-więcej-361516/

„Wypisz się z zajęć” – dorosły do dziesięciolatka

sad-214977_640

W tym roku szkolnym zapisałam mojego syna na zajęcia dodatkowe. Z jedną z osób prowadzących te zajęcia byłam w dobrym kontakcie. W ostatnim czasie moje dziecko doświadczyło wiele przykrości, które wpłynęły na pogorszenie jego stanu emocjonalnego. O tym fakcie powiadomiłam prowadzącą te zajęcia, prosząc o większą uważność w stosunku do niego.

I oto na ostatnich zajęciach, w których mój syn wziął udział, usłyszał od tej osoby, że w związku z jego złym zachowaniem ma się wypisać z zajęć. Kochani, co się dzieje z nami dorosłymi? Dziesięcioletnie dziecko ma się SAMO wypisać z zajęć? Samo zapisać się nie może, w jego imieniu ja podpisuję umowę z kimś kto organizuje zajęcia i to ja jestem decyzyjna, aby wypisać je, a nie ono samo. Wystarczyłby telefon do mnie, z przekazaniem informacji, żebym wypisała syna z zajęć, z powodu jego zachowania.

Moje smutne wnioski mówią mi, że nie chodziło tylko o to, żeby syn przestał uczęszczać na zajęcia. Celem tych słów było, żeby mój syn POCZUŁ się źle. No i poczuł się: odrzucony, gorszy, źle potraktowany przez osobę dorosłą, a także, że nie z własnego wyboru nie będzie się już widywał się z dziećmi, z którymi uczęszczał na te zajęcia. Tamtej nocy nie mógł zasnąć, tak przeżywał to kolejne przykre dla niego doświadczenie.

Seks w fabule, rozprasza

couple-570903_1280

Moi Czytelnicy, a także Ci którzy mnie bliżej znają wiedzą, że jestem propagatorką, jakże niemodnego w dzisiejszych czasach, poczekania ze współżyciem do ślubu. Dzisiaj przypomniały mi się słowa jednej z recenzentek „Ty i ja dwa różne światy”, która napisała, że zawarte w powieści opisy zbliżeń seksualnych odciągały ją od fabuły. Recenzja była napisana jakiś czas temu, ale te słowa dzisiaj wybrzmiały w mojej głowie, dając pożywkę do postawienia pewnej tezy.
Pomyślałam, jakie to prawdziwe, co ta pani napisała. Emocje samego opisu, a także fakt zatrzymania się w miejscu, gdzie dwoje ludzi dotykają się i odczuwają wzniesienia właściwe dla intymnej bliskości kochanków już powodują, że to co istotne umyka nam. A mówimy tu o opowieści snutej na kartkach papieru, gdzie fabuła dotyczy wymyślonych bohaterów, a nie prawdziwych ludzi. O ileż jest to mocniejsze, gdy dotyka nas bezpośrednio, wówczas przecież emocje będą większe i bardziej złożone.
Jeśli takie rozproszenie przychodzi poprzez samo czytanie, o ile prawdziwsze jest, że seks uprawiany przed ślubem odbiera nam możliwość skupienia się na istocie związku. Pytanie nasuwa się, czy w ogóle dostrzegamy tę istotę. Niektórzy nieświadomie budują swój związek na bliskości fizycznej, jednak jest to budowla postawiona na piasku i przy pierwszej burzy runie, nie pozostawiając kamienia na kamieniu. Ilość rozwodów może tylko potwierdzić tę tezę. Niestety dość często już nie tylko sprawcy nieszczęścia cierpią, bo w międzyczasie pojawia się na świecie dziecko, które nie prosiło się na świat, tylko zostało zaproszone przez dwoje dorosłych fizycznie ludzi, którzy uprawiając seks nie byli na tyle odpowiedzialni, aby najpierw zbudować bliskość mentalną, emocjonalną, empatyczną…
Większość z nas – jeśli nie wszyscy – ma pragnie być kochana na zawsze, a nie tylko przez jakiś czas. Dobrze jest więc zainwestować we wzajemne poznanie siebie, a nie swoich ciał i emocji towarzyszących miłości fizycznej – na to przyjdzie odpowiedni czas. Zdaje się być łatwiej „pójść z kimś do łóżka” niż usiąść przy stole i porozmawiać. I kiedy piszę porozmawiać, nie mam na myśli rozmów o polityce, sytuacji w schroniskach dla zwierząt bądź innych, nawet najbardziej wartościowych, ale jednak zewnętrznych tematach. Jakie tematy moim zdaniem powinny być więc poruszone?
Na pewno nie na pierwszej randce ani nawet na drugiej 😉 ale gdy zaczyna się robić między nami „poważnie”, warto jest wiedzieć, co ta druga osoba myśli np.: o ślubie, ile dzieci chce mieć (czy w ogóle chce je mieć), jakie ma plany zawodowe, czy będą one do pogodzenia z życiem razem, jak widzi wspólne spędzanie czasu, a jak oddzielnie, jaka ma być odpowiedzialność za finanse, podział obowiązków… Nudne? Może, a jednak bardzo ważne. Ktoś może zapytać: a co szkodzi takim rozmowom seks? Ano szkodzi, bo te emocje, które przeżyliśmy podczas współżycia zwiększają nasze oczekiwania, zmniejszając umiejętność przyjęcia odmiennego zdania. Rozmowa nie jest już poznawaniem się, a staje się oczekiwaniem, żeby nasz wybranek/ka chciał/a tego czego my chcemy. Zaś umiejętność przyjęcia odmiennego punktu widzenia, na ważny dla nas aspekt życia maleje, bo odbieramy to przeciwko sobie, a nie jako poznanie drugiego człowieka. Z każdej strony wygląda to tak samo: chcemy być wysłuchani, ale nie umiemy wysłuchać. Trudno wówczas wypracować kompromis, bo zaszliśmy za daleko w sferze, która powinna była poczekać.
Budowanie relacji opartej na poznaniu drugiej osoby przygotowuje nas do umiejętności akceptowania jej wyborów – innych niż my byśmy dokonali. Wówczas stajemy się gotowi by kochać, zamiast mieć pretensje, że nie jesteśmy najważniejsi. Dajemy sobie wzajemnie prawo do bycia sobą, zamiast oczekiwać, aby było po naszej myśli. Miłość może się spełniać tylko w wolności, czyli: chcę ci to dać, a nie czuję się zmuszona/y aby tak, a nie inaczej się zachować, powiedzieć, czy zareagować. Otwartość na drugą osobę jest przygotowaniem się na trudy zaakceptowania inności małżonka i daje szansę na zagwarantowanie sobie dobrego domu, pełnego szacunku i miłości.

„Lepiej zapobiegać niż leczyć”. Myślę, że do małżeństwa pasuje jak ulał.

zdjęcie: JillWellington 

Jestem zwyczajna

001c E.K.

Zastanawiałam się nad tym, czy ten wpis powinien w ogóle powstać. Po dłuższym czasie rozmyślań, gdy emocje we mnie opadły, mam poczucie, że warto. Bo czasami, coś co jest trudne do przyjęcia, może stać się inspiracją do dobrych wniosków. Może ta garść słów komuś się przyda ku wzmocnieniu.

Ty i ja dwa rożne światy to właściwie chyba o mnie i o autorce…” – Takimi słowami rozpoczęła czytelniczka swoją opinię o napisanej przeze mnie powieści. Mogłoby się wydawać, że będzie to najlepsza opinia o Ty i ja dwa różne światy cz. 1, ale tak się nie stało. Czytelniczka odrzuciła całą fabułę i przekaz, nie odczytując dla siebie niczego wartościowego. Do niczego więcej co napisała, nie ustosunkuję się, bo wiem czym się kieruję  pisząc.

Jaka to dla mnie radość, że ktoś poprzez moją powieść mógł zajrzeć do swojego serca i duszy i dostrzec siebie. A także zobaczył to, że my kobiety mamy podobne spojrzenie na świat. Nasza emocjonalność, tęsknoty, pragnienia, marzenia i to co najbardziej nas rani, są naszą istotą, tym kim jesteśmy w głębi naszego jestestwa, a co więcej, kim pragniemy i możemy się stawać.

Niestety tak często wstydzimy się swojej zwyczajności, pragnień o pięknej miłości, a z czasem być może tracimy wiarę, że te dziewczęce marzenia mogą się nam przydarzyć. Zmieniamy się w kobiety „twardo stąpające po ziemi”, a pragnienia naszych serc wkładamy między bajki. Utwardzamy nasze serca, po wielu zranieniach, których niemało doświadczyłyśmy w życiu. Nasze tęsknoty wypełniamy zamiennikami: dobrą pracą, słodyczami, religijnością, zaangażowaniem społecznym, karierą, zakupami, objadaniem się etc.

Kochane moje Czytelniczki, przytulajmy siebie w naszych sercach, a nade wszystko dawajmy przytulić się Bogu, bo On jest w stanie wypełnić tę tęsknotę i pustkę, która czeka na Jego Miłość. Zaakceptujmy to jakie jesteśmy, przyjmijmy swoją zwyczajność, która jest piękna, wspaniała, cudowna i najbardziej niezwykła. Dobrze, żeby nasi kochani mężczyźni wiedzieli, o naszych pragnieniach: ślubie, dziecku, kwiatach, zaproszeniu do kina… Sami się nie domyślą. A po co się na nich złościć? Lepiej obdarzać ich wdzięcznością. Bo złość nie jest miłością, a wdzięczność ją wyraża. Uczmy się kochać siebie i innych, a z Bożą pomocą jest to możliwe.

Życzę Wam wszystkim cudownego dnia, weekendu, tygodnia, miesiąca… całego życia.

Kolosi na Kolosach – 2019

hands-600497_640

Kolosy – największy festiwal podróżniczy w Europie już po raz dwudziesty zebrał w gdyńskiej hali sportowej rzesze miłośników podróży. Początek trzydniowych spotkań był ósmego marca, a ja miałam przyjemność być tam osobiście z moją rodziną. Mój wpis nie będzie dotyczył prelekcji, które były jak zwykle zajmujące, bo o tym możecie poczytać, choćby bezpośrednio na stronach samych prelegentów. Chcę się z Wami podzielić osobistym przeżyciem i spostrzeżeniem, które przydarzyło mi się jako uczestniczce tego wydarzenia.
Hala, jak zwykle szybko wypełniła się ludźmi chętnymi do prześledzenia przygód jakimi chcieli się podzielić z nimi podróżnicy. W tym roku udało się nam zająć miejsca tuż przy przejściu dzięki czemu nie musieliśmy wychodząc, na przykład do toalety, balansować przy przeciskaniu się między rzędami. Wąskie przejścia sprawiają, że ma się wrażenie, że za chwilę można spaść w dół. Poza tym ciągłe przepraszanie, tych którzy zajmują miejsca między naszym siedzeniem a wyjściem albo z powrotem.
No i właśnie temat przepraszania innych zajął nieco moją uwagę podczas przerw. Piątek, czyli obecność szkół. Zapaleni pedagodzy, widzący wartość w podróżach i poznawaniu innych kultur, w ramach zajęć szkolnych przyprowadzają młodzież na zajęcia praktyczne. I tu właśnie zaczęła się dla mnie lekcja. Dziewczyny, które siedziały w tym samym co my rzędzie, wychodząc nie pomyślały o tym, aby przeprosić osoby, które mijały. Oczywiście przepuszczaliśmy je, ale w moich myślach pojawiło się, że mogłoby to trochę inaczej wyglądać. Przecież to nic nie boli, powiedzieć „przepraszam”, gdy ktoś usuwa się robiąc nam miejsce, abyśmy mogli przejść. Jako, że byliśmy tam kilka godzin, sytuacja powtarzała się wielokrotnie i tylko jeden raz, jedna uczennica użyła tego słowa.
Zastanawiałam się, jak delikatnie dać im znać, że miło by było, gdyby pomyślały o grzecznościowym zwrocie. I oto, zamiast dawania im nauki, to ja zostałam pouczona. Niemal pod koniec naszego pobytu na Kolosach w tym dniu, po raz kolejny dziewczyna wracała na swoje miejsce, mnie już minęła i była na wysokości mojego męża, a wtedy ZOBACZYŁAM TO (z tymże pomimo, że bardzo wyraźnie widziałam ten obraz, to zdawałam sobie sprawę, że nie dzieje się on naprawdę). W każdym razie zobaczyłam, jak mój mąż podaje rękę tej dziewczynie pomagając jej bezpiecznie przejść dalej, do jej miejsca, a ona z tej pomocy skorzystała. Zatkało mnie, takie to było piękne. Tak! Takie jest niebo, pomagamy sobie wzajemnie. Przecież to balansowanie jest niewygodne i jakże moje serce pragnęłoby, aby WSZYSCY tu obecni tak sobie wzajemnie pomagali. STOP! A, co ja zrobiłam do tej pory w tym kierunku? NIC. Poczułam się zawiedziona sobą. Tym razem, to sobą byłam zniesmaczona. W swoim sercu domagałam się słowa: „przepraszam”, a jak mój mąż spuentował później, gdy mu opowiedziałam o swojej wizji: „Czekałaś na „przepraszam”, a zachowując się w pomocny sposób mogłabyś doczekać się podziękowania”. Miał rację, choć w momencie, gdy widziałam opisany przeze mnie obrazek, już nawet nie o wdzięczność chodziło, a o zwykły, mały gest życzliwości, który tak wiele dobra może wprowadzić to naszego świata. Taki drobny, mały gest, nie wymagający ode mnie żadnego wysiłku, a jakże znacząco mógłby poprawić tym dziewczynom odnalezienie się w kolosowych realiach, a szerzej wszystkim tu obecnym dać poczucie bycia w warunkach wzajemnej życzliwości.
Co więcej, gdy sobie prześledziłam te sytuacje, to doszłam do wniosku, że uczennice mogły czuć się niekomfortowo w tym miejscu. Zostały tu przyprowadzone przez nauczyciela. Do miejsca pełnego podróżników i zapaleńców, a wśród nich one – nastolatki próbujące odnaleźć swoje miejsce w świecie. Ich brak słowa „przepraszam” raczej wynikał z nieśmiałości, świadczył o nieumiejętności swobodnego wpasowania się w to otoczenie, a nie o braku kultury.
A gdyby tak takim małym gestem „zarazić” innych i rzeczywiście wszyscy wszystkim pomagaliby w taki sposób przejść pomiędzy rzędami do wyjścia, a potem do powrotu na miejsce… Widzicie to? Bo ja tak. Byłoby pięknie. Mam nadzieję, że następnym razem będę umiała się właśnie tak zachować. To byli by prawdziwi KOLOSI na Kolosach, tak prelegenci jak i widownia.
Tymczasem życzę Wam kochani pięknego, szczęśliwego, radosnego i pogodnego tygodnia.