Deal z Bogiem – rajd rowerowy

DSC_0149

Jazda na rowerze to dla mnie przyjemność. Jednak tak jak już wcześniej napisałam, posiadaczką tego pojazdu jestem od paru miesięcy, (para=dwa 😊) więc moje możliwości są rekreacyjne – przynajmniej tak mi się wydawało. Po przejechaniu dystansu 39 km patrzę na siebie całkiem z respektem (tutaj jest miejsce na mój śmiech), bo ekipa świetnych rowerzystów w czołówce tylko utwierdza mnie, że z moją kondycją jest całkiem, całkiem – do celu dojechałam. Mimo to jazda była dla mnie wymagająca, a na ostatnim odcinku przeżyłam kryzys i tu właśnie nim i tym co z niego wynikło, chciałam się z Wami podzielić.

Po ostatnim postoju zostałam w tyle. Początkowo nie przeszkadzało mi to, ale po jakimś czasie zaczęło, aby dojść do momentu krytycznego. Nie tylko ogólne zmęczenie i ból nóg, ale również i nieciekawe myśli przyczyniły się do mojego słabego samopoczucia. Przyszło mi do głowy, iż jadąc ze zorganizowaną grupą, tak naprawdę jadę sama i jest to dla mnie niefajne uczucie. Jakkolwiek bardzo starałam się dogonić osoby, które majaczyły przede mną, nie udawało mi się zmniejszyć dystansu między mną a nimi nawet odrobinę. Nogi bolały, sił brakowało, a rower jechał opornie (niestety nie wydawało mi się to, coś tam jest do sprawdzenia). Nie byłam w stanie zaradzić swojej sytuacji. Czułam się źle: niefajnie nie móc dogonić innych, niefajnie nie nieć sił, aby przyspieszyć, niefajnie, że mięśnie nóg bolą okrutnie, niefajnie myśleć, że jutro z tym bólem będzie jeszcze gorzej. W tych okolicznościach zaczęłam moją modlitwę. Powiedziałam Bogu, żeby mi pomógł, żeby dał mi siły, podholował, najlepiej cudownie dowiózł, bo ja nie dam rady. Sama sobie odpowiedziałam, że nawet jeśli On mi pomoże, to ja muszę pedałować. OK – była we mnie na to zgoda. Powiedziałam: dobrze Boże, ja będę pedałowała, a Ty daj mi siły.

Nie minęła minuta!!! a okazało się, że nawet przez chwilę nie jechałam sama, a tylko tak myślałam – tak czułam. Po tej krótkiej rozmowie z moim Bogiem i jeszcze krótszym zawierzeniu Mu, wyprzedził mnie pan zamykający nasz mały peleton. On tam za mną cały czas BYŁ! Jego rower z przyczepioną chorągiewką sponsora wycieczki (BCT Gdynia), miał zamykać naszą grupę i zamykał. Wyprzedzając mnie zerknął na mnie przez ramię, a ja poczułam jakby był moim Aniołem Stróżem, którego mój Ojciec w niebie, na moją prośbę, przysłał do mnie. Żeby nie było wątpliwości, iż ten pan nie znudził się moim dramatycznie wolnym tempem jazdy i postanowił po prostu wyprzedzić, a motywem była pomoc, kilka razy sprawdzał, czy za nim zdążam. Z nim z przodu – pomimo, że wcześniej wydawało mi się nierealne przyspieszenie – po niedługim czasie, dotarliśmy do jeszcze kilkanaście minut temu nieosiągalnego dla mnie celu, czyli osób jadących przede mną. To co się dalej zadziało przerasta moje możliwości pojmowania, bo nie tylko dojechałam do dwójki wolontariuszy zamykających grupę, ale ich wyprzedziłam. Ból w nogach zelżał, zmęczenie nie było już tak wszechogarniające i z nowymi siłami i RADOŚCIĄ dojechałam do połowy naszego małego peletonu, gdzie jechała moja przyjaciółka, wyposażona w licznik kilometrów. – Ile pozostało trasy do przebycia? – Jeden kilometr. – Co za ulga.

Dotrzymałam swojej obietnicy i pedałowałam, a Bóg dotrzymał tej części, o którą Go poprosiłam – inaczej nie potrafię wyjaśnić tego nagłego odejścia zmęczenia, na którego miejsce weszły siły i radość.

I wiecie co jeszcze?! Następnego dnia ból nóg wcale nie był tak straszny, jak myślałam, a i ból pewnej części ciała, na której sobie wygodnie zwykle siadamy nie doskwierał, jakby się tego można było spodziewać. Za to bolały mnie jeszcze inne mięśnie… mięśnie twarzy, te które używamy, gdy się uśmiechamy 😊 la, la lato. Pozdrawiam Was bardzo wakacyjnie i bardzo pogodnie życząc samych wspaniałości.

3 thoughts on “Deal z Bogiem – rajd rowerowy

  1. Miałam wczoraj podobnie 🙂
    Zaspaliśmy z synem do przedszkola. Zostało nam bardzo mało czasu i szukałam kluczyków do roweru.
    (Pieszo idziemy zazwyczaj 25 minut, rowerem tylko 7).
    Kiedy straciłam już cierpliwość rzuciłam ” BOŻE ZARAZ ZWARIUJE, GDZIE SĄ TE KLUCZYKI!?” Podniosłam koszulkę i tam były 😛 .
    Bóg przez takie szczególiki życia codziennego pokazuje nam, że jest z nami 🙂 .
    Pozdrawiam i gratuluję dotarcia na metę!

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz